MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

30/07/2006 11:02:47

Guardian o Polsce i po polsku

„Specjalny polski G2!” Taki anons – wielkimi czerwonymi literami – ukazał się na pierwszej stronie piątkowego wydania The Guardian. Do jednego z najpoczytniejszych brytyjskich dzienników dołączono 32-stronicowy dodatek o Polsce i Polakach, których ponadmilionowa rzesza żyje na Wyspach. Wyspiarze nie mylą już „Poland” i „Holland” i nie ma Brytyjczyka, który nie słyszałby o kraju nad Wisłą.

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Dziennikarze – angielscy i polscy – zastanawiają się wspólnie, jak Polacy radzą sobie w królestwie, czego im brakuje, czy spełniły się tu ich nadzieje i przybliżają Anglikom kulturę i specjały naszej kuchni.Na początku dodatku G2, w sekcji „W skrócie” dziennikarze zamieścili swoje opinie o sytuacji politycznej w Polsce i żyjących w Wielkiej Brytanii Polakach. Odważne tezy Luke’a Hardinga na temat braci Kaczyńskich nie zdziwią Polaków ani pewnie większości Brytyjczyków. W końcu o fenomenie polskiej władzy mówi już cały świat. Zdaniem dziennikarza sytuacja polityczna w Polsce coraz częściej skłania jej mieszkańców do emigracji. Obok Polaków, którzy przyjechali na Wyspy dla pieniędzy, szlifowania języka lub w poszukiwaniu przygody coraz więcej jest zmęczonych „dziwacznymi” rządami. Luke Harding pisze, że Polska jest jedynym na świecie krajem, w którym najważniejsze stanowiska piastują osoby, których nie sposób odróżnić na fotografiach. Wypunktowuje wszystkie oskarżenia wysuwane pod adresem braci i ich partii – ksenofobię, antysemityzm, nagonkę na homoseksualistów i wiele innych grzechów. Przypomina o największych gafach polskiego prezydenta, najwięcej miejsca poświęcając niedawnej aferze z prześmiewczym artykułem w niemieckiej prasie, w którym Peter Köhler m.in. porównał Lecha Kaczyńskiego do kartofla. Prezydent Polski zażądał aresztowania autora tekstu i odwołał spotkanie Trójkąta Weimarskiego, na którym przedstawiciele Niemiec, Polski i Francji mieli przedyskutować kwestie kluczowe dla współpracy trzech krajów. Jedyną odpowiedzią niemieckiego rządu było stwierdzenie, że w ich kraju prasa jest wolna, a cała sprawa przyniosła tylko wstyd Polakom. Nic dziwnego – pisze Luke Harding – że po kilku takich incydentach wielu mieszkańców Polski zdecydowało się przenieść na Wyspy pod rządami nieco mniej stukniętego Tony’ego Blaira. Jedna z polskich rozmówczyń dziennikarza podsumowała jego felieton słowami: wolę płacić podatki na rzecz dynastii Windsorów niż dynastii Kaczyńskich.

Stara emigracja i „nowa banda”
Takie opinie wśród Polaków nie należą do rzadkości. Sami Polacy i Polki na Wyspach również nie są już niecodziennym zjawiskiem, jak to miało miejsce jeszcze kilka lat temu. Byłam wyjątkowa – pisze Julita Kaczmarek, autorka kolejnego felietonu – moja słowiańska uroda przyciągała wzrok przechodniów, a „śliczny” akcent robił furorę na przyjęciach. Wszystko zmieniło się 1 maja 2004 roku. Dziennikarka przeprowadziła analizę polskich „typów” w Zjednoczonym Królestwie, z której wyłoniły się trzy kategorie Polaków: „stara” czyli powojenna emigracja, „średnia” emigracja z czasów zanim Polska dołączyła do Unii Europejskiej i ostatnia grupa, czyli Polacy, którzy przyjechali na Wyspy w ostatnich dwóch latach. Stara emigracja, zdaniem Julity Kaczmarek należącej do grupy drugiej, uważa się za filar polskości i traktuje „nową bandę” jak inną rasę. Od nowej emigracji odwraca się także grupa, która przybyła do Wielkiej Brytanii kilka lat temu, przez akcesją Polski do wspólnoty. Nikt z „średniej” emigracji nie chce mieć nic wspólnego z nieokrzesaną masą, która wciska swoje CV w każde drzwi – pisze dziennikarka – nieważne, że sami robili dokładnie to samo kilka lat temu.
Polacy coraz częściej unikają mówienia po polsku, udając, że nie słyszą pytania w ojczystym języku lub zwracają się do rodaków swoją – jak sami sądzą – nieskazitelną angielszczyzną. Teraz sama, zanim zacznę rozmowę z Polakiem pytam, czy woli mówić po polsku czy po angielsku – pisze Julita Kaczmarek i dodaje na podsumowanie swojego felietonu, że coraz częściej zdarza jej się obserwować w metrze sytuację, kiedy ubrany w elegancki garnitur Polak – pracownik City szybko chowa do teczki polską gazetę, kiedy tylko do wagonu wsiada grupa polskich budowlańców. Smutne, ale prawdziwe.
Na pocieszenie po przykrych raczej komentarzach o polskich politykach i masowym napływie „polskiego motłochu” na Wyspy, możemy przeczytać felieton Helen Pidd, która zauważa, że mimo różnic między dwoma krajami, jest coś, co łączy Polskę i Wielką Brytanię. To Jeremy Clarkson – autor bestsellerowej książki „Świat według Clarksona”, która sprzedaje się w milionach egzemplarzy zarówno nad Tamizą, jak nad Wisłą. Dziennikarz telewizyjny, znany z popularnego programu samochodowego Top Gear, prezentuje w niej swój sposób widzenia świata. Angielski humor robi wrażenie na Polakach, Clarksona uwielbiają wszyscy zaczepieni przez Helen Pidd Polacy na ulicach Warszawy. Jednak zdaniem Tomasza Brzozowskiego, który razem z żoną przetłumaczył książkę na język polski, „Świat według Clarksona” odniósł sukces nie tylko komercyjny. Dzięki niemu Polacy wybierający się na Wyspy dowiadują się, że ulice Londynu nie są wybrukowane złotem, za wjazd do centrum trzeba zapłacić congestion charge, a politycy również w królestwie potrafią przyprawić o ból głowy. Życie nie jest idealne, ani w Polsce, ani w Wielkiej Brytanii – podsumowuje tłumacz, a autorka felietonu podpisuje się pod jego słowami.

Nie ma do czego wracać
Wrocław rozpoczął kampanię „Wroc loves you”, mającą skłonić Polaków do powrotu do domu, która spotkała się ze znikomym odzewem. Co jest takiego wspaniałego w Wielkiej Brytanii i tak złego w Polsce, zastanawiają się Helen Pidd i Luke Harding, którzy wybrali się do stolicy Dolnego Śląska, by zobaczyć na własne oczy, jak wygląda życie po polsku. Odpowiedź na postawione przez nich pytanie możemy znaleźć w G2, zanim zaczniemy lekturę artykułu: Dlaczego opuszczać miejsce jak to? – w felietonie Doroty Masłowskiej, której książkę wydało niedawno na Wyspach wydawnictwo Atlantic Books. Gdzie jest praca dla generacji wyżu demograficznego? – pyta pisarka.
Dorota Masłowska wspomina upadek komunizmu widziany oczami dziecka – dziś 23-latki – który kojarzy jej się głównie z zapełnieniem sklepowych półek produktami, o których wcześniej jej pokolenie mogło tylko pomarzyć. Niestety, dla większości młodych Polaków te dobra wciąż nie są dostępne, tym razem dlatego, że nie mają za nie czym zapłacić. Świetnie wykształceni, gnieżdżą się w 20-metrowych kawalerkach, które będą spłacać do końca swojego życia. Uciekają więc w poszukiwaniu lepszego świata. Coraz częściej jednak Polacy wyjeżdżają nie tylko ze względu na pieniądze – zauważa Masłowska – oni uciekają z tonącego okrętu, w jaki zmienia się nasz kraj pod rządami braci Kaczyńskich. Podobne wnioski wysnuli brytyjscy dziennikarze z wycieczki do Wrocławia. Codziennie z wrocławskiego dworca odjeżdża sześć wypełnionych po brzegi autobusów do Londynu. W sezonie wakacyjnym – piętnaście. Tysiąc Polaków odlatuje codziennie z wrocławskiego lotniska w kierunku Wyspy Obiecanej. Dlaczego wrocławianie uciekają ze swojego miasta? Średnia pensja w Polsce wynosi niewiele ponad pięć tysięcy funtów rocznie, a bezrobocie przekracza 16 procent – piszą Helen Pidd i Luke Harding – to dlatego wielu z Polaków wyjeżdżających do Londynu nie bierze pod uwagę powrotu. Ale są i inne powody eksodusu Polaków. Studenci wyjeżdżają w poszukiwaniu przygody, młodzi biznesmeni chcą zwiedzać świat, a Londyn jest świetnym punktem wypadowym i dobrym początkiem Podróży Życia. Sytuacja w Polsce zaczyna wyglądać tragicznie. Brakuje przede wszystkim lekarzy, zwłaszcza anestezjologów. Nikt jeszcze nie przypłacił tej sytuacji życiem, ale w sytuacji, gdyby wielu mieszkańców Wrocławia wymagało natychmiastowej pomocy, lekarze mogliby pomóc jednemu pacjentowi, zamiast trzem – ze względu na braki kadrowe. Operacje są odwoływane lub odsuwane w czasie. Lekarzy nie ma kim zastąpić.
Są jednak i pozytywne strony emigracji. Pracujący za granicą Polacy przysyłają do domów swoje zarobki, co daje 1,5 procent polskiego wzrostu gospodarczego (na pięć procent całości). Ilość poszukujących pracy spadła o 300 tys., bo dużo bezrobotnych wyjechało. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz ma nadzieję, że część z nich wróci i na miejsce zamieszkania oraz wydawania zarobionych na saksach pieniędzy wybierze jego miasto. Dlatego Wrocław się nie poddaje i zamierza nadal prowadzić swoją kampanię. Może kiedyś przyniesie jakiś skutek.
Małe szanse powodzenia akcji prezydenta Wrocławia widzą rozmówcy autorów artykułu, którzy osiedli na stałe na Wyspach. Agnieszka – lekarz anestezjolog – w Polsce zarabiała 300 funtów miesięcznie. Tu dostaje 45 tysięcy na rok i ma szansę rozwoju zawodowego. Namawia swoich kolegów do wyjazdu, bez poczucia winy. – Przez 14 lat pracy spłaciłam swój dług – mówi.
Piotr w Polsce był dobrze opłacanym menedżerem. Na Wyspach pracuje fizycznie i zarabia mniej niż w kraju. Jednak tu czuje się wolny i czuje, że ma perspektywy na przyszłość. Rafał – w Polsce przedstawiciel handlowy, w Anglii kierowca – miał dość afer, korupcji, skandali politycznych. Wyjechał i nie żałuje swojej decyzji. Podobnie jak Piotr, najbardziej ceni na Wyspach wolność wyboru. – Za godzinę pracy mogę kupić bilet do Barcelony. Albo wskoczyć do metra i pojechać na koncert mojej ulubionej kapeli – mówi. Kamila w Polsce pracowała w agencji nieruchomości, w Londynie serwuje drinki w restauracji na Westminster. Tęskni za wrocławskim rynkiem i ogrodem japońskim, ale powrotu nie planuje. W królestwie mieszka razem z chłopakiem – miłością swojego życia.

Miłość nie wybiera
Polka i Anglik, Anglik i Polka – coraz rzadziej takie pary dziwią mieszkańców Wielkiej Brytanii. Brytyjczykom podoba się akcent i słowiańska uroda Polek. Nic dziwnego, że Polki nie mają problemów ze znalezieniem tu partnera. Za to połączenie Polaka i Angielki należy raczej do ewenementów. Takim wyjątkiem są Filip i Hannah – bohaterowie artykułu Emine Saner. Poznali się w klubie bilardowym, gdzie ona jest kelnerką, a on częstym gościem. Mimo, że nie mówił prawie po angielsku, udało im się znaleźć wspólny język. Dziś – podobnie jak Iwona i Bala, Mira i Roland, Justyna i Gavin oraz Monika i David, mieszkają razem i świetnie się dogadują. Różnice kulturowe rzadko dają o sobie znać. Hannah denerwuje się, kiedy Filip nie dodaje „please” na końcu zdania, ale rozumie, że w Polsce słowo „proszę” nie zrobiło aż takiej kariery. Docenia, że Filip nie jest takim materialistą, jak jej angielscy koledzy i z szacunkiem odnosi się do kobiet.
Justynie podoba się, że jej chłopak pochodzi z innego kraju. – Zadajemy sobie mnóstwo pytań o Polskę i Anglię i nigdy się nie nudzimy – mówi. Jedyna różnica kulturowa, jaką dostrzega to niechęć angielskich chłopaków do uszanowania niezależności kobiety. – Mój chłopak nigdy nie pozwolił mi zapłacić za siebie w pubie – mówi.
Między Mirą i Rolandem jest prawie 30 lat różnicy wieku, ale zupełnie im to nie przeszkadza. Rolandowi podoba się jej przywiązanie do rodziny i... seksowny akcent. Ona docenia troskę, jaką on ją otacza.
Monika i David mają dziewięcioletniego syna. Na początku największą przeszkodą w ich związku była bariera językowa. – Do dziś trudno mi czasem wyrazić to, co czuję, po angielsku – mówi Monika. Różnice? – Polacy są bardziej spontaniczni. Kiedy dzwonią przyjaciele mówię, żeby wpadli na kawę, zamiast otwierać terminarz.
Wszyscy bohaterowie artykułu zgadzają się co do jednego. Każdy człowiek jest indywidualnością, nieważne, z jakiego kraju pochodzi. A miłość nie wybiera.

Szafa gra
Kolejnych kilka artykułów w G2 jest poświęconych polskiej kulturze – a raczej rozrywce, czyli dyskotekom, radiu i telewizji. Coraz więcej w Wielkiej Brytanii pojawia się pubów grających polską muzykę, organizujących imprezy dla Polaków i serwujących polskie piwo – pisze Paul Lewis. Polacy znajdują w takich miejscach kawałek ojczyzny.
Ojczyzna w Londynie dla wielu Polaków, zwłaszcza z powojennej emigracji, to polskie grupy taneczne, w których można nauczyć się krakowiaka i oberka. Jednak coraz więcej wśród osób chętnych do nauki tańców ludowych... Brytyjczyków. Jako najpopularniejszych artystów rockowych i popowych David Simpson wymienia Kult, Pidżamę Porno, Kayah, Maanam, Myslovitz, SiStars i Vader – zestawienie nieco dziwne, ale pewnie nie dla Anglików.
Sam Wollaston pisze o polskiej telewizji i Polsce widzianej oczami gwiazdy programu „Europa da się lubić” – najsłynniejszego strażaka w Polsce, Kevina Aistona. Kevin opowiada parę dowcipów o skąpych Szkotach, rozśpiewanych Walijczykach i Anglikach domagających się swojej ryby z frytkami głośno i po angielsku w każdym zakątku świata.
Na zakończenie specjalnego wydania The Guardian prezentuje felieton Roberta Makłowicza, który wyjaśnia, dlaczego nigdy nie przeprowadzi się na Wyspy. Wygląda na to, że fasola w sosie pomidorowym i kiełbasy z „minimum 50 procent mięsa” w składzie nie należą do ulubionych dań najsłynniejszego polskiego szefa kuchni.
Za to Brytyjczycy po lekturze G2 powinni rozsmakować się w polecanych przez dziennikarzy specjałach – żubrówce, pierogach, śledziach, marynowanych pieczarkach, makowcu, krówkach, kabanosach i czerwonym barszczu.

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Anglii, ale boicie się zapytać
Laura Barton odpowiedziała Polakom na najczęściej zadawane przez nich pytania. Nareszcie mogli dowiedzieć się, po co Anglikom królowa i dlaczego nad umywalce są tak przez nich znienawidzone podwójne krany!
Nareszcie wiadomo, skąd się wzięło słynne brytyjskie „How are you?”, na które odpowiedź nikogo nie interesuje. Po prostu Anglicy to naród lubujący się w pozorach – wyjaśnia Laura Barton. Udają, że są bogatsi i bardziej szczęśliwi niż są. Pytanie „Jak się masz?” to ucieleśnienie tej słabostki. Fałszywe jest nie tylko zainteresowanie samopoczuciem rozmówcy, ale i odpowiedź, która zwykle brzmi „Bardzo dobrze”.
Podwójne krany, które tak często przyprawiają nas o ból głowy wywodzą się stąd, że w Wielkiej Brytanii od zawsze dostarczano zimną i ciepłą wodę pod różnymi ciśnieniami, co utrudniało instalowanie baterii z mieszaczem.
Paskudnych angielskich śniadań autorka tekstu broni zawzięcie, stawiając na drugiej szali równie tłustą polską golonkę. Brytyjskie kobiety noszące klapki z odkrytymi palcami w środku zimy to zdaniem Laury Barton manifestacja bardzo cenionej na Wyspach odporności. „Czy jesteś twarda jak koza? – to cię biorę!” – przytacza słynne angielskie powiedzenie autorka tekstu. Powszechne umieszczanie rodziców w domach starości dziennikarka tłumaczy „emocjonalnym zaparciem”, na które cierpi brytyjski naród, a obsesję plażowania rzadkim widokiem słońca na Wyspach.
Laura Barton wyjaśnia też, że Coronation Street w rzeczywistości nie istnieje, a ocet dodawany do frytek jest idealną odtrutką na niestrawność. Najciekawsza jest jednak odpowiedź na pytanie: „Po co wam królowa?”. – Rodzina królewska kosztuje każdego brytyjskiego podatnika zaledwie 62 pensy rocznie, czyli tyle, co dwa pinty mleka – pisze autorka artykułu – a dostarcza nam codziennie mnóstwa zabawy. Mamy też rodzinę królewską po obniżonych cenach – rodzinę państwa Beckham.

Magdalena Gignal

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska