Z jednej strony olbrzymie pieniądze wpompowane w rozpoczynający się mundial, z drugiej – biedna, zacofana Afryka. Paradoksalnie oba oblicza RPA są prawdziwe. Niewiele na świecie jest krajów tak pełnych sprzeczności.
Blatter jest szczery, mówiąc, że mistrzostwa będą bezpieczne. Od 2004 r., kiedy FIFA pierwszy raz w historii powierzyła organizację mistrzostw krajowi afrykańskiemu, Szwajcar bywał tam dziesiątki razy. Nigdy nie spotkała go żadna nieprzyjemna przygoda. Nic dziwnego – mający pieniądze i stroniący od mocnych wrażeń turyści nie zauważą nawet, że wyjechali z Europy. Lotniska w Kapsztadzie czy Johannesburgu nie różnią się od tych w Amsterdamie czy Brukseli. Elegancka taksówka wiezie prosto do ekskluzywnych hoteli. Jak choćby Bushmans Kloof w Kapsztadzie, który został właśnie uznany za najlepszy hotel na świecie przez stronę internetową Travel+Leisure. Innego obrazu świata, który miga za oknami limuzyn, Blatter i jego ceniący luksus przyjaciele wolą nie zauważać.
Kibice biedę zobaczą na pewno
Choć PKB na jednego mieszkańca wynosi w RPA 5100 dolarów rocznie (w Polsce – 17,5 tys.), to i tak jest najwyższy w Afryce. Otwarcie najmniejszego nawet interesu wymaga dziesiątek dokumentów, które najłatwiej otrzymać dzięki łapówkom. Dostęp do opieki lekarskiej jest utrudniony – wizyta u prywatnego lekarza kosztuje od 20 dolarów. Co trzeci czarnoskóry nie ma pracy, wśród białych odsetek bezrobotnych wynosi 6 proc. Teraz rząd stara się za wszelką cenę wykorzystać gospodarcze ożywienie – w 2014 r. bezrobocie ma spaść do 21 proc. Problemem, z którym tak łatwo z pewnością nie da się uporać, jest przestępczość.
– Jeśli zobaczycie leżącego przy drodze człowieka, to w żadnym wypadku się nie zatrzymujcie, bo za chwilę sami będziecie leżeć obok niego – obrazowo opowiada Wiesław Tymowicz, Polak z Kapsztadu, który prowadzi w tym mieście małe biuro turystyczne.
Z biedą i przestępczością w RPA kibice zetkną się na pewno. Po meczu ruszą w miasto, będą okupować stoliki w pubach i restauracjach, będą ich kusić tabuny prostytutek, czekających już na klientów w miastach, w których rozgrywane będą mecze. To akurat może się okazać ryzykowne, bo ponad 18 proc. dorosłych mieszkańców RPA, czyli 5,5 mln ludzi, jest zakażonych wirusem HIV. Epidemia rozwija się w błyskawicznym tempie. Jeszcze w 1991 r. zarażonych było tylko 450 tys. osób. – HIV jest dużo większym problemem niż bandytyzm – opowiada Marek Plawgo, polski lekkoatleta, który od lat spędza w RPA dużo czasu na obozach treningowych. – Do RPA wybiera się rzesza kibiców z Europy. Jadą tam dobrze się bawić. Obawiam się, że wielu z nich jako pamiątkę z Afryki może przywieźć HIV – dodaje. Władze RPA przez lata bagatelizowały problem walki z AIDS. Słynna jest historia prezydenta Jacoba Zumy, który nie ukrywał, że współżył z kobietą zakażoną wirusem. – Żeby się nie zarazić, wystarczy wziąć po stosunku prysznic. To kwestia higieny – wypalił kilka lat temu. Aktywiści zajmujący się epidemią HIV w RPA byli tym stwierdzeniem załamani. Pod naciskiem opinii publicznej ruszył jednak rządowy program walki z AIDS. Co roku RPA przeznaczać będzie na ten cel 100 mld randów (10,7 mld euro).
Dużo lepiej idzie Zumie walka z przestępczością. Polscy inżynierowie, pracujący na budowie Greenpoint Stadium w Kapsztadzie przyznali, że im bliżej mistrzostw, tym policji jest więcej i, co ważne, jest ona coraz sprawniejsza. W centrach największych miast – Durbanu, Johannesburga, Port Elizabeth czy właśnie Kapsztadu – jest w miarę bezpiecznie. Dla turystów przeznaczone są całe ulice i dzielnice pełne restauracji, pubów i nocnych klubów. Tak wygląda Seventh Street w Melville i Sandton w Johannesburgu, lokale wzdłuż plaży w Durbanie czy Long Street w Kapsztadzie. Wystarczy jednak nieco się stamtąd oddalić, by znaleźć się w mniej komfortowym położeniu. Niemal każdy turysta, który spędził w RPA więcej czasu, ma do opowiedzenia makabryczną historię. Np. o niemieckich turystach, którzy chcieli zawieźć ciastka dzieciom z Soweto. Zamiast tego zostali obrabowani, a autokar, którym przyjechali, doszczętnie spłonął. Sprawców nie znaleziono.
Bandyci już zaczęli łupić ludzi przyjeżdżających na mundial. Na razie najbardziej ucierpieli dziennikarze. Kilkunastu straciło aparaty fotograficzne, dwóch – Portugalczyk i Chińczyk – mieli już przystawione pistolety do głowy.