I nie jest to tylko zabawa statystykami, bo zgodnie z prawem unijnym od przyszłego roku (dokładnej daty jeszcze nie podano) w porównaniach międzynarodowych będzie wykorzystywana liczba rezydentów, a ci, którzy mieszkają za granicą ponad rok, będą liczeni do ludności krajów, w których przebywają. Zamiast więc 38,5 mln – jak mówią dziś oficjalne statystyki – od przyszłego roku, gdy wejdą w życie odpowiednie regulacje Eurostatu, będzie nas już tylko 37,1 mln.
Polacy nie chcą wracać
Wciąż również rośnie liczba Polaków, którzy nie planują szybkiego powrotu z zagranicy. Potwierdzają to rodacy z Wielkiej Brytanii.
– Obserwujemy coraz większe zainteresowanie emigrantów znad Wisły takimi zagadnieniami, jak zakładanie i prowadzenie firm w Wielkiej Brytanii, zakup domu, zdobywanie brytyjskich kwalifikacji, co świadczy o planach osiedlenia się, jeśli nie na stałe, to na pewno na dłużej niż rok – mówi Elżbieta Ślebzak, dyrektor firmy doradczej Polish Matters Consulting i wydawca portalu Twój Sukces UK. Dodaje, że coraz więcej jest też klientów zainteresowanych opracowaniem ścieżek kariery.
– Zaraz po otwarciu brytyjskiego rynku pracy w 2004 r. na Wyspy najczęściej przyjeżdżali mężczyźni, którzy – po zadomowieniu się – stopniowo sprowadzali z Polski żony i dzieci. Teraz zaczynają sprowadzać także rodziców w wieku emerytalnym – kontynuuje Ślebzak.
Do 2018 r. wyprowadzi się znad Wisły kolejne pół miliona rodaków
Także dlatego obecne szacunki GUS potwierdzają prognozy DGP z 2011 r. Już wtedy alarmowaliśmy, że wkrótce zostanie nas jedynie 37 mln. Ci, którzy wyjechali szukać pracy po wstąpieniu naszego kraju do Unii, w większości nie mają zamiaru wracać. Na emigracji radzą sobie bowiem znacznie lepiej niż w kraju.
Według szacunków prof. Krystyny Iglickiej, demografa, rektora Uczelni Łazarskiego, w ciągu najbliższych pięciu lat wyjedzie z Polski kolejne 500–800 tys. osób, które dołączą do obecnych 2,1 mln polskich emigrantów. – Z naszych obserwacji wynika, że Polacy są w dalszym ciągu zainteresowani wyjazdami do pracy za granicę – potwierdza Agnieszka Żerek, dyrektor działającego na Wyspach biura porad prawnych Legalis.
Nie tylko problemy z emeryturami

Nadal będzie się więc zmniejszać liczba stałych mieszkańców (rezydentów) naszego kraju. A co za tym idzie – osłabnie siła naszego głosu w strukturach europejskich. Od 1 listopada 2014 r. wchodzi bowiem w życie część traktatu lizbońskiego wprowadzająca nowy system głosowania w Radzie UE. Dotychczas Polska miała w niej 27 głosów ważonych, tyle ile Hiszpania i zaledwie o dwa głosy mniej niż Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Włochy. Za nieco ponad rok zacznie jednak obowiązywać system podwójnej większości, a przy głosowaniach będzie brana pod uwagę również liczba ludności państw, które popierają lub odrzucają dane rozwiązanie. Można więc sobie wyobrazić sytuację, w której przegramy któreś z ważnych głosowań tylko ze względu na zmianę metodologii Eurostatu, w wyniku której nasz kraj będzie liczył już nie 38,5 mln ludzi, ale o 1,4 mln mniej. Rezydentów realnie mieszkających nad Wisłą od co najmniej roku jest bowiem nad Wisłą 37,1 mln.
Przyszłych problemów z systemem emerytalnym (w przyszłości nie będzie komu pracować i utrzymywać starszego pokolenia Polaków) i stopniowej utraty pozycji w wyniku postępujących niekorzystnych zmian demograficznych nie zrekompensuje nam poprawa w statystykach dotyczących poziomu bogactwa w RP. Zmiana metodologii sprawi bowiem, że Eurostat na nowo przeliczy dane dotyczące np. wysokości PKB na mieszkańca w poszczególnych krajach Unii Europejskiej, także te historyczne.
Wówczas się okaże, że polski PKB per capita odpowiadał w ubiegłym roku nie 66 proc. średniej unijnej, lecz 68 proc. – wynika z naszych szacunków, które przedstawiliśmy w wydaniu DGP z 13 sierpnia tego roku. Może i na papierze będziemy więc bogatsi, ale zarazem mniej wpływowi na salonach w Brukseli.
Janusz K. Kowalski, Gazeta Prawna
Chcesz mieć zawsze aktualny serwis gospodarczo-prawny?
Zamów pełne wydanie Dziennika Gazety Prawnej w internecie