Są to życzenia o charakterze ogólnoludzkim, dlatego nie posiadają konkretnego adresata. Ich niemożliwość, zastrzeżona w tytule, jest w zasadzie umowna i odnosi się do znikomego prawdopodobieństwa ich spełnienia. Bo przecież na tym świecie pełnym cudów możliwe jest wszystko. A oto, co mi się marzy.
1. Żeby pracę zastąpiła twórczość.
Mam takie idealistyczne przekonanie, że ludzie nie są stworzeni do pracy. Są stworzeni do twórczości. Niektórzy najlepiej wyrażają się, twórczo kopiąc piłkę po boisku, inni twórczo tańcząc na rurze, a jeszcze inni pisząc elegie lub poszukując rozwiązania hipotezy Riemanna. Fakt, że zamiast realizować swoje pasje, całymi dniami przekładamy makulaturę na biurkach, szorujemy gary lub wklepujemy cyfry w rubryczki na ekranie monitora, oznacza, że na naszej naturze dokonywany jest gwałt.
2. Żeby zdelegalizowano wszystkie banki centralne.
Bodaj wszystkie „kryzysy” finansowe biorą się z jednego źródła: produkcji pustego pieniądza. Oderwanie mamony od jej materialnego substratu – którego funkcję przez tysiąclecia pełniły kruszce, głównie złoto i srebro – prowadzi do utraty przez nią wartości. Jeśli wartość tracą pieniądze, traci ją również nasza praca, za którą zazwyczaj w tej formie jesteśmy wynagradzani. Skutkiem tego jest największy w historii powszechnej rabunek, przybrany w niewinne szaty inflacji. A wszystko dzięki praktycznie nieograniczonej zdolności banków centralnych do emisji pustego pieniądza.
3. Żeby medialne gogusie przynajmniej przez jeden dzień mówiły prawdę i tylko prawdę.
Znacie ich dobrze. To znaczy nie tak znowu dobrze, bo tylko z powierzchowności. Ale dobrze wiecie, że łżą jak z nut. Ekranowe wycirusy, ulizane gęby, wypomadowane cyce. To funkcjonariusze medialni na usługach władzy, potulnie recytujący dyrdymały produkowane przez ideologów z establishmentową koncesją. Gdyby tak przez jeden calutki dzień „mówili, jak jest” – przeoraliby świadomość społeczną na epokową skalę. Co prawda część publiki, wskutek spięcia na łączach, odjechałaby do Tworek, a część niczego by nie pokumała, ale reszta zaznałaby dostatecznej jasności umysłu, by położyć cały ten system metodą uliczną lub, w optymistycznym wariancie, wyborczą. Tak czy siak – wiele by się zmieniło, raczej na lepsze.
4. Żeby na nasze stoły wróciła zdrowa żywność, a wytwórcy GMO- i chemopaszy sami zjedli to, co wyprodukowali.
Współczesna dieta to katastrofa. Ci, którzy mają jako taką świadomość stanu sklepowej spożywki i starają się odpowiednio selekcjonować pozycje w swoim jadłospisie, przy jednoczesnym zachowaniu zdrowego stylu życia mogą uniknąć kilku chorób cywilizacyjnych. Ludzie, którzy oceniają pokarm wyłącznie na podstawie doznań smakowych, ryzykują całą gamę schorzeń. Dlaczego tak jest? Najbardziej oczywista odpowiedź jest taka, że „rasowanie” żywności obniża koszty jej produkcji i do pewnego stopnia zwiększa jej atrakcyjność smakową. Mniej oczywista, choć nie mniej prawdziwa jest taka, że psucie jedzenia napędza klientów koncernom farmaceutycznym, sprzyja depopulacji ponoć przeludnionej planety, a ekspansja żywności GMO może – i ma na celu – doprowadzić do zaprowadzenia monopolu na produkcję żywności jako takiej.
5. Żeby koncerny ujawniły ukrywane patenty na przełomowe wynalazki.
To znana praktyka, choć niezbyt nagłaśniana – koncerny przejmują rokujące (lub rewolucyjne, jeśli takie się zdarzą) pomysły od drobnych wynalazców i ryglują je w sejfach na amen. Dlaczego? Ano dlatego, że dany wynalazek mógłby położyć ich branżę lub istotny segment rynku, a przynajmniej znacząco zmniejszyć zyski potentatów, bo rozwiązałby konkretny problem znacznie prościej niż rozwiązuje go produkt oferowany przez rynkowy kartel. Przykładem Polak, Lucjan Łągiewka, który wymyślił zderzak samochodowy pochłaniający energię kolizji. Wdrożenie pomysłu umożliwiłoby ocalenie niezliczonych istnień ludzkich, niewspominając o samochodowych. Niestety – z implementacji nici. Łągiewka otrzymał propozycję odkupienia patentu od zachodniego koncernu motoryzacyjnego, a gdy ją odrzucił, tematem zainteresowały się służby specjalne. Generalnie sprawę utopiono. Podobnych przypadków, jak można domniemywać, jest znacznie więcej. Bo wynalazczość – przekupstwem lub przemocą – zaprzęgana jest w służbę władzy, choć powinna służyć społeczeństwu.
Miałbym jeszcze kilka podobnych życzeń, ale jeśli ziszczą się powyższe, świat zaprawdę stanie się piękniejszy. A tymczasem zmykam potrenować przed sylwestrem. Wszystkiego dobrego w nowym roku.
Pan Dobrodziej