Jego hobbistyczne zainteresowania obejmowały 38 tematów. Posiadał m.in. imponujące kolekcje książek, win, kopert, znaczków czy manuskryptów. Jednak oprócz muzyki, najważniejsze były dla niego: wiara, rodzina i miłość do żony. To właśnie o niej w listach do matki pisał, że spotkał anioła.
Podczas wieczoru w Ognisku, muzyka wspominali przyjaciele, a jego żona Zofia ofiarowała Salonowi pamiątki po mężu. Były nimi spinki do koszuli i oczywiście miniaturka fortepianu z pozytywką. Zgodnie z tradycją Salonu Michał Kulczykowski oprowadził publiczność po świecie swojej kolekcji malarskiej. Wśród znakomitych gości delektowano się muzyką Krzysztofa Komedy w wykonani Daniela Łuszczki i Leszka Kulaszewicza. Wiersze Gregory Spisa czytał Janusz Guttner, a przy sztaludze portret Choroszewskiego z archiwalnego zdjęcia odtworzyła Paulina Pluta, portrecista, skrzypaczka, która również tworzy piórem. Danusia Samal zachwyciła publiczność wykonaniem m.in. „Mad about the boy” wprowadzając słuchaczy w jazzowy klimat. Wreszcie przy winie i wykwintnej kaczce upłynął czas zapowiadający święta i nowy rok, bo już w nim kolejny Salon i mnóstwo niespodzianek. Jedną z nich będzie gość z Polski, znakomita aktorka – Magdalena Zawadzka.
– Malowanie portretów to moja ulubiona forma sztuki. Ukończyłam prestiżową szkołę w Londynie, w której zdobyłam umiejętności. Malowanie twarzy to temat nieskończony. Całe moje serce leży w portrecie. W malarstwie najczęściej używam olei, ale do rysunku ołówków. Praca nad portretem zajmuje mi około pięciu godzin. Ale każdy artysta pracuje w inny sposób. Lubię do rysunku wracać, poprawiać go, myśleć nad nim. Pracuję wolno i jeżeli jest tylko taka możliwość to rysuje portret z modela, ale czasami trzeba posłużyć się zdjęciem – powiedziała Pluta, która zadeklarowała, że ukończony portret pianisty podaruje już wkrótce Salonowi.
Rodem z Wilna, sercem muzyk
- Dokładnie trzy lata temu w tym pomieszczeniu otworzyliśmy Salon Literacki razem ze Zbigniewem Choroszewskiem. Tego pierwszego dnia Zbyszek nas oczarował swoją muzyką, grą, rozległym repertuarem muzycznym, ale także swoją osobowością. Wielu z Państwa wie, że nosił w kieszeni marynarki trzy zapisane maczkiem notesiki. Widniały w nim tytuły utworów, które grał. Kiedyś zapytałam go: Panie Zbyszku, ile Pan gra utworów z pamięci, bez nut. Odpowiedział, że chyba ze dwa tysiące. Ale po chwili zastanowił się i poprawił. No nie, chyba ze trzy – wspominała jedna z gospodyń Salonu Regina Wasiak-Taylor.
Choroszewski urodził się w 1930 roku Wilnie. Jego ojciec był majorem czwartego pułku Ułanów. Matka uznawana za piękność i bardzo interesującą kobietą, nie raz pozowała Witkacemu do jego obrazów. To właśnie z matką w 1945 roku nastoletni wówczas Zbyszek opuścił Wilno. Zostali przesiedleni do Ostrowa Mazowieckiego. Choroszewski od najmłodszych lat wchodził w konflikt w władzą, był krnąbrnym uczniem i to był jeden z powodów dlaczego wyruszył do Warszawy w poszukiwaniu tego, co mu w duszy grało. Oczarowany jazzem rozpoczął swoją przygodę z muzyką. Grał z zespołami w kraju, w Szklarskiej Porębie, Zakopanem i na Gubałówce jazz katakumbowy, poniekąd zakazany, który rozbrzmiewał tylko w piwnicach. Ponosił niemałe ryzyko, ponieważ granie tego rodzaju muzyki było źle postrzegane przez ówczesne władze, a muzyk w zamian mógł otrzymać „kreskę w życiorysie, ostatnie miejsce na studiach i gorszą pracę”. Choroszewski jednak nie uległ presji, miłość do muzyki okazała się silniejsza, przetrwała niejedną burzę i przeniosła się z kraju na Wyspy. W latach 50. wraz z matką opuścił Polskę i pojechał do ojca, który wraz z Armią Andersa przedostał się do Londynu. Tutaj talent Choroszewskiego został doceniony. Grał w najlepszych klubach w Knightsbridge, w Harrodsie i... oczywiście w Salonie Literackim.
Z pamiętnika jazzmana
Wspomnienia o Choroszewskim zachwycają i budzą podziw, słuchamy, że był to człowiek wielkiej wagi i talentu, dżentelmen o magnetycznej osobowości, a przy tym skromny, odznaczający się wysoką kulturą osobistą. Porażony i wręcz zahipnotyzowany muzyką, która z pewnością stała się nierozerwalną częścią jego życia, składową duszy. Z dostępnych informacji na temat jego kariery muzycznej, dowiadujemy się mi.in., że Choroszewski w okresie wojny, będąc w Wilnie, któregoś razu grał na fortepianie przy otwartym oknie. Dźwięki muzyki zainteresowały jednego z niemieckich oficerów, który postanowił zapukać do mieszkania Choroszewskich. Drzwi otworzyła matka Zbigniewa. – Oficer usiadł przy stole, gdzie pod obrusem leżały ulotki konspiracyjne. Okazało się, że ten oficer był z pochodzenia Austriakiem, no to ja mu zacząłem grać wiedeńskie walce. Po kilku kwadransach oficer wstał, podziękował i zasalutował – czytamy we wspomnieniach pianisty.
Inna historia z życia jazzmana wydarzyła się w Warszawie, kiedy po ukończeniu gimnazjum oświadczył rodzicom, że pragnie zostać pianistą. Ten wybór nie powinien nikogo zdziwić, ponieważ jego babka skończyła konserwatorium muzyczne w Moskwie i koncertowała w Wiedniu. A jednak zwołano rodzinną naradę, na której ustalono, że Choroszewski powinien wybrać zawód lekarza. – Uparłem się, żeby grać. Skoczyło się na tym, że ojciec stwierdził, że lepiej będzie dla wszystkich, aby Zbyszek został dobrym muzykiem, aniżeli miałby zostać złym doktorem – dowiadujemy się z innej karty z życia pianisty.
Zbigniew Choroszewski zmarł w Londynie, 24 sierpnia 2015 r.
Tekst i fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.