Po tym, jak przywłaszczył sobie numer startowy innego zawodnika, ukarali go brytyjscy żule, sprawili mu tęgie lanie. To jeszcze nie wszystko, Polak stracił też „miejscówkę” na Heathrow, teraz ukrywa się przed światem.
Historię Stanisława Skupienia, który od 12 lat przebywa w Wielkiej Brytanii różnie oceniają. Jedni go krytykują, że stał się chwilowym bohaterem rujnując marzenia innemu biegaczowi. Inni mu współczują, bo chciał, jak twierdzi, pokazać takim jak on, a przede wszystkim swemu synowi, że do czegoś się nadaje.
Gdyby się nie wychylał…
Nie wiadomo, co sądzi dziś o tym sam Skupień, ale gdyby się nie wychylał, żyłby spokojnie w swej „przechowalni” na Heathrow. A tak, nie dość, że stał się pośmiewiskiem, to za oszustwo trafił na krótko za kraty, musiał zapłacić grzywnę i dostał wycisk.
Chwile radości, które przeżył latem 2018 szybko minęły. Okazało się, że nie zasłużył na nie. Skupień nie miał forsy na wpisowe, by pobiec w maratonie, nie wiadomo nawet, czy planował start. A udział w tym biegu ma nie tylko sportowe, ale i charytatywne znaczenie. Biegnący zbierają środki na różne cele. Widząc leżący na ulicy numer startowy, który odpadł innemu zawodnikowi, Polak przywłaszczył go.
- Zobaczyłem go na środku drogi. Wiedziałem, że jak go założę, to dostanę medal. Moje serce zabiło mocniej, bo udział w biegu był moim marzeniem. Nie myślałem o tym, który go zgubił. Dobiegłem na metę, założyli mi medal na szyję i go ucałowałem - to było cudowne – opowiadał Skupień.
Oszukańczy maraton
Nie przebiegł z numerkiem całego dystansu, czyli 42 kilometrów z niewielkim okładem, ale 22 kilometry. Na mecie miał łzy w oczach gdy dostawał medal i specjalną koszulkę.
Sam opowiadał o swoim „wyczynie” dziennikarzowi największej bulwarówki „The Sun”. - Zacząłem biec od 20 kilometra. Chciałem upozorować, że jestem uczestnikiem biegu, bo linię mety w tym maratonie przekraczają tylko ci, których zarejestrowano. Tych bez numerków wyprasza ochrona.
Na początku wszyscy sądzili, że Polak pokonał cały dystans. Okazało się, a udokumentowali to brytyjscy dziennikarze, że Skupień zostawił walizkę ze swoim dobytkiem koło Tower Bridge i przeskoczył barierkę na wysokości 20 kilometra maratonu. I ruszył. Po kilkuset metrach dostrzegł leżący numerek startowy 35179. Przypiął go sobie i po prawie czterech godzinach dotarł do celu.
- Było to moje marzenie – tłumaczył i dodawał, że chciał pokazać, że bezdomny też potrafi coś zdziałać. Ten medal mi się należał - powtarzał.
Brytyjscy dziennikarze twierdzą, że Polak na trasie maratonu znalazł się przypadkowo. Obserwował bieg i ponoć poniosła go atmosfera wydarzenia. Wypatrzył numer startowy, nie zastanawiał się nad tym, co robi, podniósł go i ruszył. Pojawiły się zdjęcia pokazujące, jak pił piwo i szampana, które zawodnikom podawali stojący na chodniku kibice.