Jak podaje The Guardian, odpowiedź Kevina Fostera, sekretarza stanu w Kancelarii Rządu, była tak samo zbywająca co działania państwowych urzędników: „Rząd podjął wszelkie niezbędne kroki prawne, aby zapewnić obywatelom UE możliwość skorzystania z prawa do głosowania. Zaczekamy na raport Komisji Wyborczej” - powiedział. Ignorancja Fostera podsyca oburzenie. Dane uzyskane przez Guardiana od władz lokalnych w całym kraju wskazują, że obywatele UE nie byli świadomi, że muszą powiadomić swoje rady do 7 maja, że mają zamiar głosować w Wielkiej Brytanii, a nie w swoim kraju. Musieli to zrobić za pomocą formularza znanego jako UC1.
Odsetek złożonych w odpowiednim terminie formularzy UC1 w 10 największych miastach ze dużą liczbą obywatelami UE - Manchesterem, Birmingham, Leeds i siedmioma dzielnicami Londynu - wynosiła 21%. I tak np. W Brent w północno-zachodnim Londynie, który ma największą liczbę obywateli UE w kraju, tylko 20,74% wyborców, którzy otrzymali formularze od rady, zwróciło je na czas. W Birmingham zaledwie 10,56% Najlepiej informowano obywateli UE o ich prawach wyborczych w Kingston upon Thames, tam odnotowano najwyższą stopę zwrotu w kraju na poziomie 43%, ale inne władze lokalne nie spełniły dostatecznie swojego obowiązku, ludzie byli niedoinformowani.
Zdezorientowani wyborcy mieli słyszeć, że zawsze mogą głosować u siebie w kraju. Parlamentarzyści mówią, że to wstyd dla Rządu i całej Brytanii. Przypomnieli też, że już po eurowyborach w 2014 roku Komisja Wyborcza ostrzegała, że cały proces musi być łatwiejszy dla obywateli Unii. Ministrowie najwidoczniej zignorowali te wskazówki. Wielu Brytyjczyków mieszkających za granicą, którzy zarejestrowali się w Wielkiej Brytanii, również zostało pozbawionych praw wyborczych, ponieważ ich karty do głosowania nie dotarły na czas.
Tygodnik Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.