Witam.
Mam pytanie do kogoś, kto przechodził to w praktyce: 4 tygodnie temu moja zona miała wypadek, nie z jej winy, sprawca od razu wziął na siebie odpowiedzialność za spowodowanie wypadku. Na szczęście stało się to na tyle blisko miejsca zamieszkania, że mogłem się tam pojawić po kilkunastu minutach. Oczywiście zgłosiłem to na policje na wszelki wypadek, odmówili przyjazdu, bo samochód nie blokował ruchu i nie było rannych - co w sumie rozumiem. Sprawca prosił, żebyśmy nie mieszali w to ubezpieczycieli, jednak oczywiście wymieniliśmy się danymi itp. Następnego dnia zanim skontaktowałem się ze sprawcą (byłem właścicielem auta, żona była "second driver"

, zaczęła do mnie wydzwaniać jakas firma zgaduje że kancelaria, która chciała się jak najszybciej umówić ze mną żeby wycenić szkody. Zostawili mi na poczcie głosowej kilkukrotnie informacje, że sprawca zgłosił do nich swoją szkodę na aucie i wziął również na siebie odpowiedzialność za spowodowanie wypadku. Streszczając- "olałem" ich, znajomy polecił mi inną kancelarię, skontaktowałem się z nimi, zajęli się wszystkim łącznie z claimem za "personal injury". Zmierzając

do sedna + samochód stał na parkingu warsztatu, 26 kwietnia przyjechał rzeczoznawca, 4 maja dostałem kopie raportu z adnotacją, że "vehicle is uneconomical to repair" i że otrzymam wartość rynkową minus wartość wraku - bo wrak mi zostawiają i mogę sobie z nim zrobić co chcę. Oprócz tego oczywiście mnóstwo informacji, żebym "rozsądnie" generował koszty, tzn. jak najszybciej zabrał wrak z parkingu itp. Raport zawierał również informację, żebym już zaczął szukać kolejnego samochodu i że jak tylko moja kancelaria otrzyma kasę od ubezpieczyciela sprawcy, będę miał 7 dni od daty czeku, żeby oddać wynajęte auto. 2 dni później odesłałem im podpisany formularz, że zgadzam sie z tą oceną i wyceną. Zgaduję, że otrzymali to prawdopodobnie 7 lub 8 maja. I od tej pory cisza, żadnej korespondencji, tylko korespondencja do żony w sprawie "personal injuries"

. Czy ktoś z Was wie, jak długo to może trwać? Bo robi się to irytujące, nie bardzo mogę do nich zadzwonić, bo jak ja kończe pracę, to oni juz nie pracują

a w pracy nie mam zasięgu. Wysłałem im maila wczoraj, ale nie odpisali. Dodam uprzedzając ewentualne "złośliwości"

że angielski nie jest najmniejszym problemem, więc to nie jest tak, że unikam z nimi kontaktu.